(Fot. Kathleen Doyle)
Stwórzmy modę na siebie!
„Nooo mój drogi, malować to ty może potrafisz ale gdybyś wybrał modelki o jakieś 5 rozmiarów mniejsze, niż obecnie to z pewnością miałbyś szansę zostać znanym malarzem”- usłyszałby Rubens gdyby pokazał swój obraz profesorowi w akademii sztuki w 2019 roku.
„Oooo kochana, może i masz urok osobisty ale nie licz na wielką karierę z tym swoim tyłkiem w rozmiarze 42” – powiedziano by Marylin Monroe zgłaszającej się na casting do wielkiej, hollywódzkiej roli seksbomby w teraźniejszych czasach.
Prawdopodobnie.
Dlaczego kiedyś pełniejsze kształty były kiedyś mainstremowe a dziś już nie są?
A bo ktoś tak kiedyś wymyślił. To nie jest tak, moje drogie, że pewnego dnia otworzyło się niebo, ukazał się Bóg (czy inny latający potwór spaghetii) i rzekł: „nienawidź grube, grube jest feeee a w ogóle ziomek to po jedenaste nakazuje ci- idź na dietę!”.
Z jakiś powodów zaczęto kiedyś promować szczupłe sylwetki i wygładzone rysy jako jedyny wariant atrakcyjności. Być może jakiś szanowany redaktor naczelny pisma modowego na wzór Vouga był kiedyś nielubiany przez grubszą koleżankę i miał awersję do tego typu ciała, obudził się pewnego poranka i stwierdził: „od dziś robimy zdjęcia tylko szczupłym kobietom”. Zauważył to dyrektor firmy farmaceutycznej i klasnął w dłonie: „Stasiek, jesteśmy uratowani! Kobiety chcą się odchudzać. Jak się nazywał ten składnik paszy dla zwierząt, który zapychał im żołądki? Błonnik? Daj ty mi tego błonnika, będziemy trzepać na tym miliony!”.
No i trzepią. Miliardy, od lat, tylko dlatego, że ktoś nam tak bardzo wmówił niechęć do swojego ciała, że wiele z nas jest gotowych ładować w siebie sztucznie wyekstrahowane substancje obiecujące nam, że schudniemy. Kiedyś to był błonnik, tabletki z octem jabłkowym a dziś pięknie opakowane w różowe papierki ohydne koktajle białkowe mające zastąpić nam posiłek. Fuj.
No ok, ale co z tego wynika?
Ano to, że skoro kiedyś krągłe było fajne, teraz nie jest, to czas by sprawić aby znów było.
Proponuję więcej: czas wprowadzić modę na szczupłe, grube, niskie, wysokie, chore i zdrowe ciała. Na wszystkie.
Jak to zrobić? Najprościej – nie ukrywać się ze swoimi indywidualnymi cechami różniącymi nas od modelek z wybiegów. Nosić to co się lubi a nie to, w czym się szczupło wygląda. Nosić kolorowe sukienki! Leginsy w kwiatki! Kostium kąpielowy na plaży! I krótką spódniczkę w tanecznym klubie!
Czas byśmy użyły identycznego mechanizmu jaki zadziałał w promowaniu jednego typu sylwetki: zmuśmy kobiety by oglądały na ulicy, w pracy, na wakacjach, w fitness klubach różne ciała, różne style, różne twarze. Bądźmy kolorowymi ptakami. Pokazujmy na co dzień, że różnorodność jest w porządku i nie trzeba dopasowywać się latami do jednego wzorca. Tak niewiele w odpowiedniej skali mogłoby zdziałać tak dużo. Ja w to wierzę! Dołączysz? 🙂
Dokładnie tak samo myślę ❤